Obserwatorzy

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Śnieżne święta ?

Mimo zrobienia 125 (słownie stu dwudziestu pięciu bombek) nie czuję jeszcze nastroju świąt. Wszystko przez to, że śnieg to padał półtora tygodnia temu, a teraz to nawet mrozu nie ma. Ja kocham ciepło i nie narzekam, ale magia świąt bez śniegu ?... Ciężko to sobie wyobrazić.
Nie będzie już zdjęć bombek, bo mam już przesyt. Za to pochwalę się "międzyczasową" serwetą szydełkową. Piszę "międzyczasową", bo zrobiłam ją między bombkami i kamizelką dla męża (którą też już kończę).
Wzór wymyślony na szybko (prosty, więc wymyślania nie było dużo), bo potrzebowałam prezentu dla mojej siostry. Dawno obiecałam jej  bieżnik na ławę i właśnie nadszedł ten czas, by zrealizować obietnicę. Nitka , moja "ukochana" Ariadna Muza 20 biała, szydełko - nie mam pojęcia, bo numer już dawno się zatarł. Używam szydełka czechosłowackiego przywiezionego przez moją mamę prawie 40lat temu od naszego południowego sąsiada. Kupowałam nowe o zbliżonej grubości , ale nie pasują mi do ręki. Poniżej schemat, o tyle fajny, że można kombinować z długością i szerokością serwerty.






W sobotę przyjechała do nas dwuletnia dziewczynka (oczywiście z rodzicami). Okres mikołajowo-świąteczny trzeba było uczcić prezentem. Na szczęście mam w pracy koleżankę , która robi cudne zabawki dla właśnie takich maluchów. Dla zainteresowanych podaję link do jej bloga Przytulisie



A na koniec szydełkowy dzwoneczek tym razem większy niż zwykle, bo dziesięciocentymetrowy.
Usztywnienie - cukier z wodą pół na pół tak jak radziła Janeczka, moja wielka inspiratorka.


Pozdrawiam i uciekam do pracy. :-)

niedziela, 24 listopada 2013

Jak powstaje bombka patchworkowa.

Pisałam już w poprzednim poście, że pierwszą moją bombkę patchworkową robiłam metodą "na wcisk" podobnie jak Marwion, ale strasznie mnie przy tym bolały łapki. Koleżanka zadała mi w piątek pytanie, czy właśnie tak robię te moje kulki. Otóż ja wymyśliłam sposób "na szpilki"
Na wstępie zrobiłam szablon i powycinałam kolorowe listki. Później upinam je szpilkami na  kuli styropianowej.


 Materiału dostarczyła mi przyjaciółka, która pracuje w zakładzie odzieżowym. Tkaniny są lekko rozciągliwe, co ułatwia pracę i pozwala lepiej dopasować listki.

Największym moim sprzymierzeńcem jest pistolet do klejenia na gorąco. Naprawdę nie wiem jak dałbym sobie radę bez niego. Przyklejanie trwa sekundy. Wadą jest, że od razu trzeba kleić tam gdzie powinno, bo oderwanie tasiemki z reguły psuje całość.


Na zdjęciu widać jak brzydkie upięcie listków zakrywa taśma pasmanteryjna.

Dzisiaj powstało parę nowych wzorów.
 


I jestem na półmetku w realizacji zamówienia. Zostało mi jeszcze ok. 50szt.
Ale idzie mi coraz sprawniej.  Pozdrawiam cieplutko wszystkich zaglądających.




poniedziałek, 18 listopada 2013

Chyba jestem uzależniona

Nie tak dawno zaczęłam wspominać, że chyba rzeczywiście nadeszła jesień, bo chce mi się bardzo zrobić coś ciepłego na drutach. Ale nie poddawałam się tym podszeptom serca, bo rozum kazał realizować zamówienie na bombki. Na "nieszczęście" Beata z blogu Mój świat krzyżyków ogłosiła wyprzedaż włóczek i stwierdziłam, że pewnie się przydadzą się na czasy "postbombkowe". Zawsze przewijam motki na kłębki , bo wygodniej mi się robi.






Byłam dzielna i nawet zapakowałam motki  do pudełka i zakleiłam taśmą. Ale trwało to dwa dni , bo nagle poczułam taki mus zrobienia kamizelki dla mojego męża, taki nie do opanowania i po dwóch wieczorach są już prawie  gotowe plecy. Włóczka Polo  (50% wełna, 50% akryl), druty nr 4,5.


 Kolory łączone, bo nie mogłam kupić pełnych ilości (jak to w wyprzedaży) i postanowiłam połączyć czarne z szarym. Kamizelka ma być zapinana, ale jeszcze nie wiem, czy na guziki czy na suwak. Raczej guziki, bo kamizelka zapinana na suwak została popełniona w ubiegłym roku :-)

Pozdrawiam i biegnę do kamizelki, może do końca tygodnia uda mi skończyć między bombkami. :-)





czwartek, 14 listopada 2013

Dlaczego jest tak mało czasu! Bombki część dalsza i chyba nie ostatnia .

W jednym z pierwszych postów pisałam o tym, że z powodu niedoczasu zaczynam zapisywać pomysły. Między pomysłem a realizacją może się ten projekt zagubić. Wymyśliłam dla mojej mamy prezent gwiazdkowy, ale ponieważ mam w tej chwili inne zadanie, po drodze mogę o nim zapomnieć. Być może zrealizuję go w tym roku, a może później. Cały czas siedzę teraz w bombkach patchworkowych, bo jak liczyłam dostałam fajne zamówienie i robię go wieczorami. Nie lubię dłubać przy sztucznym świetle, ale o dziennym mogę jedynie pomarzyć. Poniżej efekt mojego urobku, jeszcze niewykończone.
 


Na tę chwilę mam zamówienie na ponad 80szt, więc pracy jest sporo. Tym bardziej, że później jeszcze muszę dodać stojaczek i ładnie zapakować.



Długo nie będę pisała o czymś innym, ale mam nadzieję, że mi to wybaczycie.
Pozdrawiam cieplutko.


piątek, 25 października 2013

Cukierkowe bukiety

Moje córki w tym roku zmieniły szkoły. Starsza na liceum, młodsza na gimnazjum.
Niestety dałam się z lekka wrobić w funkcję przewodniczącej rodzicielskiej trójki klasowej (bo mam tyle czasu, że potrzebuję kolejnych wyzwań :-( ). Na zebraniu zawiódł instynkt samozachowawczy o asertywności nie mówiąc. Ten przy długi wstęp prowadzi do pochwalenia się moimi pierwszymi bukietami cukierkowymi, które wykonałam na ślubowanie mojej młodszej latorośli. Potraktowałam to wyzwanie jako motywację do zrobienia czegoś nowego, innego. Efekty sami oceńcie.





Nawet nie wiecie jak trudno znaleźć odpowiednie cukierki. Bukiet fioletowo-żółty chciałam zrobić z cukierków całych w żółtych papierkach  i tu nastąpiło zderzenie z rzeczywistością. Chodziłam po stoiskach ze słodyczami w różnych sklepach ponad tydzień i się okazuje, że nie ma. Ostatecznie kupiłam praliny adwokatowe "Solidarności". Chyba najlepiej pasowały do koncepcji. Może przy innej okazji pokażę krok po kroku jak go zrobiłam. Bo, że okazja się znajdzie to jestem pewna.
Miłego weekendu życzę, byle był ciepły i słoneczny, bo jeszcze sporo prac porządkowych w ogrodzie mam.

wtorek, 15 października 2013

U mnie monotonia... no prawie

Monotonia oczywiście w robótkach, bo cały czas robię filcowe broszki.
Niemniej myślę już o Bożym Narodzeniu (tak, tak, nie pomyliłam się).
Myślałam o bombkach decupage, ale to jeszcze nie mój poziom. Powstaną zatem bombki pachworkowe. Pierwsze próby mam za sobą. Dzięki mojemu kochanemu mężowi odkryłam pistolet do kleju na gorąco. Bardzo fajny i praktyczny wynalazek. Klejenie pasmanterii innym klejem chyba nie dałby takich trwałych efektów. Jak się spodobają to liczę na spore zamówienie od stałego klienta.
Ale nie chcę zapeszać. :-) Na szczęście wszystkie egzaminy na studiach mam zaliczone. Nawet niezła średnia mi wyszła. Muszę pokazać moim córkom, że można mieć dobre stopnie jak się chce ;-) A tak naprawdę to moje latorośle bardzo mnie dopingują :"A dlaczego nie piątka?" wrr wrr wrr. I mogę Was zapewnić, że ja im tak nie mówię, no nie mam pojęcia po kim takie złośliwe ;-)

Poniżej moje pierwsze bombki. Średnica 10cm. Najpierw łatki przypinam szpilkami, a później łączenia maskuję taśmą pasmanteryjną przyklejając wspomnianym klejem. Jedyną wadą tego kleju jest to, że można się nim poparzyć. Mnie się jeszcze to nie zdarzyło, ale robię to naprawdę ostrożnie.
W internecie znalazłam sposób, by te łatki wpychać w nacięcia w styropianie,  zrobiłam jedną i przez tydzień bolał mnie palec. Wymyśliłam zatem przypinanie krótkimi szpilkami (1,3cm), to mi pozostało po robieniu jajek karchochów. (jaja karchochy). Muszę je jeszcze dopracować, ale ogólnie jestem z nich zadowolona.



 Ostatnio moja dużo młodsza koleżanka zastanawiała się jak mi się chce to wszystko robić? Mam rodzinę, pracuję , studiuję, uprawiam jogę i jeszcze "dłubię" różne rzeczy. Fakt , że czasami te sroki, które chcę złapać za ogon wymykają się z braku czasu, ale ja nie mogę sobie pozwolić na nic nierobienie. Zdecydowanie jestem bardziej zorganizowana, gdy mam więcej obowiązków. Zdarzają się oczywiście chwile zwątpienia (bo kto ich nie ma ?), ale nie trwa to długo.

Dzisiaj robiłam jeszcze coś innego, ale o tym w następnym poście;-)

Miło mi, że pojawiają się nowi obserwatorzy. Witam Was serdecznie! Tym bardziej żałuję, że nie mam czasu na regularne prowadzenie bloga. Postaram się poprawić :-)

niedziela, 21 lipca 2013

Filcaki robione w wolnej chwili

Można powiedzieć, że mam już wakacje. Już wiemy, gdzie córki pójdą do szkoły po wakacjach. (starsza do liceum, młodsza do gimnazjum). Ja w ubiegłą niedzielę miałam ostatni zjazd na studiach.  Ponieważ mam indywidualny tok nauczania, to wakacji mam tylko 4tygodnie. Na kolejnym zjeździe kolejny egzamin. Oczywiście ten czas powinnam jeszcze poświęcić na pisanie pracy licencjackiej. Na razie czytam, zbieram bibliografię i próbuję ułożyć w głowie o czym mam pisać po kolei.

Wczoraj zaniosłam do pracy, by pokazać filcowe broszki  jedna od razu "poszła do ludzi", ale jeszcze zdążyłam zrobić zdjęcie.

 
Tak się rozochociłam, że jeszcze tego samego dnia zrobiłam parę. Bardzo fajnie się je szyje, a filc mam cienki (1mm), to można go ładnie ułożyć. Próbowałam nawet elementów szutaszowych (moje pierwsze próby). Powiem tak: szacun dla dziewczyn szyjących szutasz , bo to nie jest łatwa sprawa, teraz już wiem. Niemniej spróbuję jeszcze nie raz. Na ten moment filc idzie w odstawkę, bo już mnie pyta klient co wymyślę na Boże Narodzenie (!!!!). A nie mogę się powtórzyć z szydełkowymi ozdobami. :-) Nowe wyzwanie mam jednym słowem.
 Oto parę zdjęć moich filcaków. Mam nadzieję, że się nie znudzicie.
 







 
 
Jestem bardzo zachwycona różnorodnością kolorów filców. Pisałam o tym wprawdzie we wcześniejszym poście, ale nie mogę się tym faktem nacieszyć. Mnie pozostaje poszukać różnych form kwiatów, bo pewnie jak zauważyłyście kształty się powtarzają, a jedynie środek i kolor jest inny.
 
Dwie filcowe broszki w kształcie maków pojechały z nową właścicielką do Nowej Zelandii. Miedzy innymi tam jest obchodzone święto "Poppy Day" na cześć poległych w obu wojnach światowych żołnierzy.
 
Maków w sumie zrobiłam cztery. Jeden zabrała (a raczej dałam) moja mama, która z dumą go nosiła tym większą, że była pytana, gdzie go kupiła. Mam zamówienie na jeden od sąsiadki mamy. Muszę niestety jednak dokupić trochę czerwonego filcu a jak wiadomo na jednym kolorze się nie skończy.
 
I jeszcze jedno, po dzisiejszych zakupach ciuchowych (nie cierpię ich), muszę schudnąć z 4kg w ciągu 3 tygodnii. Wiem będzie ciężko, ale trzymajcie za mnie kciuki. :-)
 
 
 
 
 

wtorek, 11 czerwca 2013

Ogród

Niestety, jak już nie raz pisałam, deficyt czasowy się pogłębia. W tej chwili moje robótki musiałam "zawiesić" na kołku, bo każdą wolną chwilę siedzę w ogródku (oczywiście jeśli pogoda pozwala, a z tą ostatnio jest bardzo różnie). Do tego zbliżają się egzaminy. Tak naprawdę, to jak zacznę zdawać egzaminy 30 czerwca to skończę w połowie września. Taki urok ma indywidulany tok nauczania. Także w tym roku wakacji raczej mieć nie będę. Dobrze, że w maju udało mi się "zaliczyć" Grecję.

Kwiaty bronią się jak mogą przed tym nadmiarem wody.
Powojnik "Nelly Moser".


 

Obok niego wiciokrzew, nie wiem jakiej odmiany, bo karteczka już dawno oderwana.:-)


I moja duma. Wyhodowana od nasionka naparstnica. Niestety po zimie została jedna sadzonka, bo moje kochane pieski zajęły się resztą.

 


Niestety piwonie w tym roku miały chyba za dużo wody i bardzo marnie zakwitły. Zawsze miały bardziej pełne, niemalże wulgarne kwiaty. :-(



  Przekonałam już Męża, że w tym roku zagrodzimy kawałek ogrodu, bym mogła w spokoju hodować te swoje "chwasty". Do tej pory to traciłam chęć, bo coś zrobiłam, a za chwilę było to rozkopane. Na wiosnę zaczęłam już hodować rozsadę w doniczkach na parapecie. Już zaczynają wschodzić siewki. Mam nadzieję, że wysadzone na jesieni w przyszłym roku zakwitną. Już dawno nauczyłam się, że ogród uczy cierpliwości.
 Pozdrawiam cieplutko w ten pochmurny dzień.

wtorek, 4 czerwca 2013

Wróciłam!

Tak jak w tytule, wróciłam z Grecji opalona i wypoczęta.  Zapomniałam o tej prawie dwudniowej powrotnej podróży autokarem. Pozostały wspomnienia słonecznej i cieplutkiej Riwiery Olimpijskiej. Morze Egejskie o tej porze roku niekoniecznie jeszcze ciepłe, ale można już się kąpać.

Jeden dzień przeznaczony był na wycieczkę min. na wyspę Skiatos (min. tam kręcono zdjęcia do filmu "Mama Mia!"). Urok miasteczka niezapomniany. Białe domki, niebieskie okna i drzwi i "panoszące" się wszędzie bugenwilie.




Totalny luz Greków udziela się i turystom. Nigdzie człowiek się nie spieszy, ze wszystkim można poczekać. Ciekawe jeszcze jak długo na "naszej ziemi" wytrwam w tym nastroju. Zderzenie z naszą rzeczywistością było bolesne. Zimno, deszczowo i wszystko trzeba zrobić na wczoraj. :-(
Ale staram się nie ulegać presji czasu i robić wszystko powolutku.



Nic nowego, godnego pokazania nie stworzyłam, ale mam nadzieję, że to się zmieni.

Pozdrawiam cieplutko ...:-)

 





poniedziałek, 13 maja 2013

Niewiele się dzieje...

Tytuł jest mylący, bo niewiele się dzieje w moim życiu blogowym. Za to dużo dzieje się w realu.
Narobiło mi się sporo zaległości za co Was przepraszam.

Próbuję robić kolejne filcaki, ale też trafila mi się makrama. Pierwsze wisiorki makramowe robiłam ponad 20lat temu. Wówczas trafiłam na sznurek, który obecnie wykorzystuje sie do haftu szutasz.



Żółty kwiatek z filcu i makramowa bransoletka jako "wprawka" przed poważniejszymi rzeczami.



Obecnie cały czas poza pracą poświecam na naukę do egzaminów. Właśnie zaliczyłam filozofię Greków i Rzymian :-) Bardzo dużo mnie nerwów to kosztuje, ale jak już zaczęłam to i chcę jak najszybciej i najlepiej skończyć.
Poza tym za tydzień jadę na obowiązkowy wyjazd studyjny do Grecji. A ponieważ szykuje się podróż autokarem (36h w jedną stronę) to zabieram ze sobą szydełko, bo muszę zrobić koronki do nowych zazdrosek do kuchni. Totalnie nie chce mi się jechać, ale pocieszam się tym , że może choć trochę wypocznę i się opalę. A gdy wrócę to zaczynam pisać pracę licencjacką... Nie wiem kiedy będę coś dziergała.
Pozdrawiam Was serdecznie ...




wtorek, 16 kwietnia 2013

Do biegu , gotowi , start....

Wszyskim dziękuję za życzenia świąteczne. Były rodzinne i udane.
Wiosna już przyszła. Tydzień temu jeszcze w puszczy leżało 30cm śniegu, ale bociany już przyleciały.

Potrzebowałam już tego wiosennego podmuchu jak roślinka wody. Ale chyba wszyscy nie mogli się doczekać.

Tak jak obiecałam planuję się "zabawić" nową techniką i kupiłam na allegro kolorowy filc.
Wczoraj dostałam przesyłkę. Kolory są cudowne, nasycone i bardzo optymistyczne.
Co może nie do końca widać na zdjęciu.
 
Nie mogłam sie oprzeć, szczególnie czerwonemu. Wizja filcowego maka chodziła mi po głowie od dawna. Na "pręciki" wykorzystałam resztki czarnego kordonka, a na oczko przydasiowy guzik. Dopiero w świetle dziennym okazał się granatowy. :-) Potraktuję tę broszkę jak prototyp. Już wiem co w kolejnych zmienić.
 





Jednak na korale ten filc wydaje się być za cienki (1mm). Spróbuję, ale nie jestem przekonana. Zamówiłam jeszcze drewniane koraliki i sznurki. Czekam na przesyłkę. Pewnie w weekend będzie więcej prób :-) Trzymajcie kciuki !



sobota, 30 marca 2013

Mroźna Wielkanoc?

Bardzo miałam nadzieję, że do Wielkiej Nocy wiosna już się u nas rozgości. Niestety sloneczko wprawdzie przyświeca i prowokuje do wystawiania buziek do ciepełka, jednak do wybuchu świeżej zieleni daleko jeszcze. Ale jak to mówią moje córki: "trzeba mieć nadzieję, bo ona umiera ostatnia" :-) ))) 
Jajka karczochowe, w ilości 113szt., skończyłam.  Sukcesywnie były wysyłane do klientów i bardzo się podobały. Tradycyjnie już jedno też trafiło do Nowej Zelandii.
Cieszę się, bo pieniądze zarobione pokryją mi część opłaty za studia.

Niestety Wielki Piątek zbiegł się w tym roku z końcówką kwartału w firmie. To nie jest najlepsze połączenie. Zamiast powoli się wyciszać i myśleć o świętach człowiek zmuszony był do ostatnich wysiłków, by poprawić "słupki" w raporcie sprzedaży.
Ale na szczęście już to za mną i mogę się zająć szykowaniem do drogi. W tym roku spędzamy pierszy dzień świąt u mojej mamy. Droga niby nie taka daleka, bo ok. 230km, ale przy tej pogodzie (wczoraj spadł śnieg) może zająć wiecej czasu niż zwykle.
Po świętach planuję sięgnięcie po nową technikę robótkową, ale na razie to tajemnica. Bardzo mnie do tego namawia moja koleżanka z pracy, ciekawa jak i ja efektów. Dobrze jest mieć przy sobie ludzi, którzy inspirują i "zmuszają" do ciągłych poszukiwań. :-)

Przy okazji tego posta chciałam Wam życzyć spokojnych, rodzinnych świąt. Może także jednak wiosennych:-) pozdrawiam cieplutko.

czwartek, 7 marca 2013

Zawrót głowy...

Dawno nie pisałam, bo dosłownie nie mam chwili czasu. Robię cały czas karczochy (w sumie zrobię ich ok. 110szt), bo zebrało mi się sporo zamówień. Staram się by każde wygladało inaczej. Strasznie mi jest wstyd tej monotematyczności, szczególnie jak spozieram na blogi, które obserwuję.
Do tego w niedziele mam kolejne egzaminy w sesji, a to jeszcze nie koniec.
Tak się złożyło, że obie córki w tym roku zmienają szkoły. Starsza na liceum, a młodsza na gimnazjum. Sprawdzanie gdzie i kiedy dni otwarte i biganie sprawdzanie, które będzie lepsze, i do którego są szanse, że się dostaną. No nerwowo się robi.
Ale plany na ten rok przewidują odpoczynek raczej w końcówce roku, chyba, że wypadnie coś nieprzewidzianego. Do sierpnia zaplanowanych jest sporo atrakcji. Dwa wesela i nasza okrągła rocznica ślubu. Po świetach muszę złapać za druty lub szydełko, bo od wbijania szpilek mam odciski na palcach (w 110szt bedzie ich 24200szt!) Czasami jak sobie to uświdomię to mnie palce bolą jeszcze bardziej ;-)
W kolejnym poście może zdjęcie grupowe jajek pokażę. Na razie jeszcze pojedyńczo:-)
Pozdrawiam cieplutko i byle do świąt :-)

 

środa, 20 lutego 2013

Bolą paluszki, bolą... czyli "karczochów" część dalsza..

Mogę się przyznać, że jestem chyba ofiarą swojego sukcesu. Okazało się, że to co miało być niewinną zabawą nagle dostarczyło mi trochę kasy (na "waciki" wystrczy :-) ). Realizuję właśnie zamówienie na ponad 50szt. jajek karczochów. A że mogę robić głównie w weekendy, to praktycznie dłubię cały dzień. W efekcie palec wskazujacy i kciuk dziwnie oblolałe są od wbijania szpilek. Nie można zastosować naparstka, bo nie wyobrażam sobie składania wstążek "uzbrojonym" palcem.
W tej chwili w domu mam pobojowisko, bo robimy remont kuchni. Ten, kto to przeżył to zrozumie, że od tego gorszy może być tylko remont łazienki (przeżyty w lipcu ubiegłego roku). Dobrze, że dzieci mają wykupione obiady w szkole, bo codzienne gotowanie w takich warunkach byłoby totalną porażką.  A my z mężem jakoś przeżyjemy na suchym prowiancie. Byle do końca tygodnia..
Ostatnie już zdjęcie jajej karczochów , bo nie chcę być monotonna. Następnym razem już coś innego postaram się "wrzucić"

poniedziałek, 11 lutego 2013

Nowe kolory "karczochów"

Udało się (ponad tydzień czekałam na paczkę) zdobyć nowe wstążki i szpilki na jaja karczochowe.
Może to dziwine , ale najbardziej to jestem zadowolona ze szpilek. Ostatnie, które kupiłam w 50% były tępe i zaciągały wstążkę i wydłużały czas pracy. Może te szpilki, a może te odjechane kolory sprawiły, że jak siadłam do dłubania po siódmej wieczorem to oderwałam się po dwunastej w nocy.
Byłam w szoku jak się zorientowałam, że to ta godzina. Najczęściej chodzę spać między 21 a 22.
Ogólnie to bardzo wciąga ta dłubanina. Mówię sobie, że na chwilę tylko przycupnę, a tu okazuje się, że właśnie kończę drugie jajko.
Nowe kolorki poniżej:


Dzięki za wsparcie i trzymanie kciuków. Bardzo pomogły.. :-)

wtorek, 5 lutego 2013

Haft krzyżykowy

Bardzo ubolewam, o czym juz wspominałam, nad brakiem czasu. A jest  tyle technik, którymi chciałabym się zająć. Obserwuję dziewczyny haftujące krzyżykami i zazdroszczę, bo ja cały czas odkładam to na później.
Zastanowiłam się trochę dłużej i przypomnialam sobie to, że  ja też swego czasu "popełniłam krzyzykiem" parę rzeczy. W sumie cztery serwety (dwie "poszły" w świat i zdjęcia ich raczej nie do zdobycia), dwie są u mnie i zalegają szufladę. Przy innej okazji je pokażę. Pierwszą rzecz jaką wyhaftowałam był igielnik. Znalazłam go, gdy szukałam dla mojej córki muliny na technikę do szkoły.

Parę rzeczy mam rozgrzebanych, jak ten obrazek należący do cyklu kalendarzowego.

 


W sumie jest ich dwanaście. Nie mam pojecia czy kiedykolwiek zrobię wszystkie. Na sześć znalazłam ścianę i motywację, ale pewnie bliżej lata się za to wezmę. Dzień będzie dłuższy, a ja mogę tylko wieczorami haftować.
No i jeszcze podusie (połączenie haftu krzyżykowego i patchworku) z postu "Trochę staroci".
Dziękuję wszystkim za komentarze i zapraszam  do zaglądania do mnie.